środa, 29 kwietnia 2015

zaprzepaszczone silły

opadła na ziemię. Rilla ściągnęła suknię z ramion. Wyszarpnęłam ręce z rękawów i runęłam jak długa na żwirową dróżkę. Ostre kamyki werżnęły się w ciało poprzez cienką bieliznę, piekący ból przeszył dłonie i kolana. Na początku wydaliłam z siebie ślinę i smarki. Potem cuchnące opary, od których zaniosłam się kaszlem. Dopiero wtedy nastąpiło uczucie, jakby żołądek podszedł mi do gardła. Wyrzucałam z siebie potoki częściowo strawionego mięsa, zupy, ryżu i wina, raz za razem, aż się przestraszyłam, że jeszcze chwila i wypluję wnętrzności.
    - Na bogów, ileś ty tego zjadł!? - Rilla podłożyła mi rękę pod czoło, żebym nie uderzyła się głową o ziemię.
    Nie miałam czasu odpowiedzieć. Targnął mną kolejny spazm. I jeszcze jeden. Ostatni. Zapaskudziłam równiutko przystrzyżony trawnik.
    - Nigdy już niczego nie zjem. - Wytarłam nos. -Jak ci bogacze mogą to robić dzień w dzień?
    - Dziś to jeszcze nic - odpowiedziała wesoło. Podniosła opowieściową suknię i ułożyła sobie na ramionach jej zwinięte fałdy. - Poczekaj, poczekaj, za miesiąc cesarz obchodzi urodziny. Uczta trwa trzy dni i trzy noce.
    Powoli stanęłam o własnych siłach. Nieco dalej ode mnie rozsunęła się przegroda, zza której wybiegły dwie pokojówki. Jedna wytarła mi czoło chłodną, wilgotną szmatką, druga podsunęła kubek wody z miętą. Wypłukałam usta i plunęłam na trawę. Jeśli szybko nie poznam imienia swojego smoka, nie dożyję urodzinowej uczty cesarza.
ROZDZIAŁ 9
    Rankiem obudziła mnie Rilla, zajęta odmykaniem okiennic. W szarówce przedświtu komnata przedstawiała sobą krajobraz niewyraźnych cieni. Jedynym barwnym urozmaiceniem był czerwony żar węgli w piecyku.
    - Lepiej ci? - zapytała.
    Przewróciłam się na plecy i zamrugałam kilka razy, żeby przepędzić sprzed oczu resztki snu. W kącie powoli wyodrębniły się nowe kształty: ołtarzyk. Poduszka, miseczki ofiarne, kadzidełka, tabliczki pośmiertne. Wieczorem niczego nie zauważyłam; zmęczenie zepchnęło mnie w pustkę pozbawioną marzeń sennych. Wprawdzie minęło uczucie krańcowego wyczerpania, nadal jednak tonęłam w słodkiej niemocy. Rozprostowałam ręce i nogi, nie zwracając uwagi na strzyknięcie w biodrze.
    - O wiele lepiej. Dziękuję.
    I raptem sobie przypomniałam: nie znam jego imienia!
    - Usiadłam. Natychmiast opuściło mnie uczucie błogiego rozleniwienia. Rilla podeszła do piecyka i zdjęła z ognia garnek z wodą. Przygotowałam napar. - Zalała wrzątkiem zawartość miseczki. - Dasz radę coś przekąsić?
    Poczułam szarpnięcie w żołądku i ukłucie głodu.
    - Co nieco.
    Nie znam jego imienia i nikt się nie może o tym dowiedzieć! Ani mój mistrz, ani Rilla. Przynajmniej na razie.
    Chwyciła napar i ostrożnie przeniosła go na stolik przy łóżku.
    -Wypij wszystko, niedługo wracam. - Skierowała się do drzwi.
    - Tylko niech to będzie coś prostego, dobrze? - poprosiłam.
    - Na pewno nie kaczka, obiecuję. - Zamknęła drzwi z uśmiechem.
    Oparłam się o wezgłowie. Napar stwórcy duchów stał nie za blisko, na wyciągnięcie ramienia, a jednak jego stęchła woń doprowadzała mnie do mdłości. Wzięłam miseczkę i spojrzałam w mętną toń. Takim czy innym sposobem musiałam poznać imię smoka.
    Lecz gdzie szukać tego, co niepoznawalne? Nawet gdybym chciała zaryzykować i zasięgnąć rady, do kogóż mogłam się zwrócić? Kto zna sekretne imię Lustrzanego Smoka oprócz lustrzanego lorda Smocze Oko? Imię smoka zna tylko on sam: smok. A że nie znałam jego imienia, nie mogłam go wezwać i zapytać o nie.
    Podmuchałam w napar i jednym długim haustem wypiłam zawartość miseczki. Zacisnąwszy zęby, wytrzymałam jego podły smak.
    Ilekroć dostrzegałam Lustrzanego Smoka, otaczał go obłok mgły. Nie czułam nawet jego obecności.
    Z wyjątkiem wczorajszego wieczoru.
    Ta myśl sprawiła, że usiadłam prosto. Kiedy lord Ido próbował mnie zauroczyć, jakaś siła narzuciła mi mentalną wizję. Zapewne czerwony smok - bo jeśli nie on, to kto? Wzywał mnie.
    Czy aby na pewno? Nigdy nie słyszałam o podobnym przypadku. Z drugiej strony, cóż ja mogłam wiedzieć o zwyczajach smoków? Może po prostu czekał, aż spotkam się z nim w mentalnej wizji, gdzie chciał mi zdradzić swoje imię? Odstawiłam miseczkę i oparłam się plecami o wezgłowie. Oddychając głęboko, próbowałam ochłonąć, wytężyć trzecie oko i skupić się na świecie energii. Jednakże mięśnie drżały, biodro dokuczało, a myśli kołysały się między nadzieją a strachem. Równie dobrze mogłabym wypoczywać na cierniowym łożu.
    Po raz ostatni czerwonego smoka widziałam w ciepłej, cichej łazience. Może dzięki kąpieli znowu go zobaczę? serwis imac warszawa
    Rilla wylała mi na ramiona wiadro wody.
    - Kto za często się kąpie - powiedziała zgryźliwie - ten podobno osłabia organizm.
    Wierciłam się niecierpliwie na taborecie, miętosząc w palcach opaskę biodrową.
    - Idę się pomoczyć.
    - Nie umyłam ci jeszcze rąk i nóg.
    - Nie są brudne.
    - Przezwyciężając sztywność w biodrze, poczłapałam do basenu, zeszłam z pluskiem po schodkach i, brnąc w gorącej wodzie, dotarłam szybko do gzymsu. Rilla stała ze skrzyżowanymi rękami i śledziła mnie chmurnym wzrokiem.  Naprawdę dobrze się czujesz?
    Tak samo jak wczoraj, usiadłam na podwodnej półce i oparłam głowę o brzeg basenu.
    - Możesz odejść - powiedziałam.
    Ściągnęła brwi, odprawiona w ten dość chłodny sposób.
    - Dobrze, w takim razie wrócę, gdy dzwon wybije półgodzinę. - Zabrała wiadra. - Inaczej spóźnisz się na naukę z księciem. -W drzwiach obejrzała się na mnie. - Na pewno niczego już nie potrzebujesz?
    Kiwnęłam głową i zamknęłam oczy. Otworzyłam je dopiero wtedy, gdy szczęknęła klamka.
    Z przeciągłym westchnieniem zanurzyłam się głębiej, aż woda podeszła mi pod brodę. Jej ciepło dawało ulgę kościom. Rozejrzałam się wokół basenu: ani śladu smoków. Para osadzała na języku smak imbiru, usuwający goryczkę pozostałą po wypiciu naparu stwórcy duchów. Gapiłam się na ścianę z mozaiką wyobrażającą rzecznego boga Brina i liczyłam oddechy. Przy dziesiątym zauważyłam, że materialna rzeczywistość się rozmywa. Trzecim okiem zobaczyłam przepływ strumieni hua w łazience. Wątły strumyczek energii trącał mnie i opływał moje ciało. Naokoło poruszały się duże, ciemne postacie, czarne oczy patrzyły czujnie. Wniknęłam głębiej w świat energii. Jak cień o poranku ustępuje przed światłem, tak krąg zjaw rozbłysnął wszystkimi barwami tęczy. Stawiły się w komplecie... z wyjątkiem jednej. serwis iMac
Nie poddając się bolesnemu rozczarowaniu, wzięłam głęboki oddech i powolutku wypuściłam się wzdłuż strumieni hua. Po omacku, z uwagą skupioną na luce w kręgu, szukałam Lustrzanego Smoka. Tuman pary zadrżał i uzyskał rozpoznawalne kształty: czarne oczy, czerwona paszcza, złota perła... lecz wszystko spowite gęstą mgłą.
    - Nie znam twojego imienia. - Mój głos odbił się echem od ścian. - Nie znam twojego imienia...
    Ogromne oczy przewiercały mnie na wylot.
    - Powiedz, proszę, jak masz na imię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz